9. Ostatnie walki pod Leonowiczami
(13-14.10.1920, d-ca 7P)
D-ca 4. Brygady wydał rozkaz mjr. Piaseckiemu, by razem ze swoim pułkiem i 16. P.Uł. zagrodził drogi odwrotu npla przez rz. Rybczankę w Wiazyniu i w Czechach, oraz uchwycił most na rz. Wilia w Sosence, ważny dla wyjścia dalszej akcji grupy na Krzywicze.
Na Czechy mjr. Piasecki skierował 16.P Uł., przeprawa w Wiazyniu, natomiast była już przekroczona przez npla, który posuwał się na m. Ilia. Należało go za tym rozbić i następnie zdobyć Wiazyń. Zadanie to otrzymał mjr. Lewandowski z trzema szwadronami 7 P.Uł. (1, 3, 4) z 4 c.k.m. i plutonem artylerii. mjr. Lewandowski miał po rozbiciu npla, opanowaniu Wiazynia i po oczyszczeniu tego rejonu z resztek npla, przemaszerować do Sosenki.
Dla uchwycenia mostu w tej miejscowości został wysłany dywizjon pod d-twem rtm. Stetkiewicza w składzie szwadronów 2. i techn. 7 P.Uł. z 4 k.m.
Mjr. Lewandowski wyruszył ze swymi szwadronami z m. Ilia o godz. 11.00. Przed Wiazyniem rozbił natarciem konnym oddział npla, posuwający się naprzeciw, biorąc kilkudziesięciu jeńców, wśród nich adiutanta Br. P. sow. Od niego dowiedział się, że w m. Wiazyń zatrzyma się na odpoczynku brygada 5. D. Strz. sow., wycofująca się z Mołodeczna. Brygada ta właśnie wyruszyła w kierunku llii, rozbity oddział był pierwszym członem jej kolumny Następny, który już przeszedł most, widząc przed sobą zamkniętą drogę przez oddział mjr. Lewandowskiego, zaczął rozwijać się z zamiarem natarcia. Został jednak uprzedzony uderzeniem szwadronów pułku w szyku pieszym i konnym wspartym artylerią. I ten oddział npla został rozbity, a resztki odrzucone na Wiazyń, który szybko zajęto. W ręce szwadronów mjr. Lewandowskiego wpadło dalszych 135 jeńców, w tym 2 oficerów, 3 k.m., 4 kuchnie pol. i liczny tabor. W czasie walki został ranny (po raz drugi w tej wojnie) rtm. Rakowski, nie odszedł do szpitala i jeździł na wózku. 3. szwadron prowadził w zastępstwie ppr L. Bernsztejn.
Mjr. Lewandowski, po stwierdzeniu, że w promieniu kilku km. od Wiazynia nie ma npla, przemaszerował ze swą grupą do Sosenki. Bardzo efektowną walkę stoczył pod Sosenką dywizjon rtm. Stetkiewicza. Dywizjon wyruszył z m. Ilia traktem na Sosenkę ok. godz. 8.00 rano. Na czele kolumny maszerował 2. szwadron. Po przebyciu kilku kilometrów napotkano na kolumnę taborów Natychmiastowa szarża plutonu szpicy, poparta uderzeniem całego szwadronu, doprowadziła do zdobycia taborów npla. Wzięto kilkadziesiąt wozów, kilka kuchni polowych i kilkudziesięciu jeńców
Po zakończeniu tej krótkiej akcji dywizjon ruszył niezwłocznie na Sosenkę. Miejscowość była zajęta przez oddział bolszewicki, który okopał się po drugiej stronie rzeki i silnym ogniem odparł próbę opanowania mostu przez pluton szpicy.
Rtm. Stetkiewicz zdecydował natarcie w szyku pieszym, do którego przeznaczył cały 2. szw i część technicznego. Reszta szwadronu pozostawała czasowo w odwodzie. Natarcie wspierało 4 c.k.m., podstawą wyjściową był skraj lasu, który dochodził na odległość ok. 300-400 m od rzeki. Wykorzystując tę dogodną sytuację terenową, natarcie, wsparte ogniem czterech karabinów maszynowych, szybko opanowało most, a następnie miasteczko Sosenkę. Wzięto kilkudziesięciu jeńców i 1 k.m. Natychmiast ściągnięto konie i wystawiono ubezpieczenia, które w parę minut później dały znać, że traktem od Rabunia zbliża się duża kolumna wozów, naładowana wojskiem. Rtm Stetkiewicz decyduje się uderzyć natychmiast na tę kolumnę, łącząc natarcie piesze z konnym. Plutony piesze wsparte k.m. gwałtownie ostrzeliwały kolumnę, a dwa plutony 2. szw. prowadzone przez por. L. Trojanowskiego, wykonały brawurową szarżę. Bolszewicy w panice zeskakiwali z wozów, kryjąc się pod nimi i tylko niektórzy próbowali oporu, który został szybko złamany Cała kolumna została ogarnięta. Wzięto ok. 200 jeńców, kilka k.m., kilkadziesiąt wozów, dwie kuchnie polowe i sztandar 243. Pułku Strzelców syberyjskich. Okazało się przy tym, że wozy wiozły pozostałość tego pułku.
Sztandar był bogato haftowany, z jednej strony miał emblematy komunistyczne — miot i sierp, z drugiej — napis „Naprzód do walki z wrogami Związku Sowieckiego”. Gdy w godzinach popołudniowych przybył do Sosenki dowódca pułku, por. Trojanowski, meldując o zdobyczy, rzucił sztandar z gestem napoleońskiego wiarusa do stóp mjr. Piaseckiego. Później sztandar ten był umieszczony jako trofeum wojenne w Muzeum Wojska w Warszawie.
Po południu w Sosence zebrał się cały pułk, przybyli też d-cy Gr. Op. Jazdy i 4 Brygady. Wieczorem zostały wydane rozkazy do dalszej akcji.
Pułk otrzymał zadanie niezwłocznego marszu naprzód, celem przecięcia drogi odwrotu npla wzdłuż traktu Wilejka-Dolhinów w rej. miasteczka Rzeczki, na linii rz. Kosutka. Jeden szwadron miał być skierowany na Krzywicze.
Wymarsz z Sosenki do tej ostatniej przed rozejmem akcji nastąpił o godz. 22 dnia 13 października. Oś marszu — Orpa — Leonowicze Rzeczki. Noc była bardzo ciemna. W straży przedniej maszerował 4 szwadron.
We wsi Orpa d-ca pułku zatrzymał kolumnę celem wydania rozkazów szwadronom 1. szw., wzmocniony plutonem 3. szw. i plutonem techn. oraz 2 c.k.m. odchodzi przez Kościeniewicze na st. kolej. Krzywicze, skąd po zniszczeniu tam torów, szwadron miał pomaszerować na m. Krzywicze, 3. szwadron bez dwóch plutonów z 2 c.k.m. pod d-twem ppr Bermsztejna, uda się do wsi Slipki (na. płd. od m. Rzeczki), którą obsadzi, przetnie drogę odwrotu npla w tej wsi i nawiąże łączność z 4. P Uł., który miał działać po północnej stronie rz. Wilii. Gros pułku, tj. 4. i 2. szwadrony, z resztą szw. k.m. i z plutonem 3. szw maszeruje z dowódcą pułku przez Leonowicze na Rzeczki.
W dalszym rozwoju emocjonującej nocnej bitwy, prowadzonej w «egipskich ciemnościach» nocy, wypadki toczyły się według następującej kolejności:
1) 4. szwadron rozbił we wsi Leonowicze grupę npla, osłaniającą tabory, zdobył jeńców, dwa działa i masę sprzętu,
2) Półszwadron Bernsztejna w tym czasie idąc na Slipki stoczył walkę z większym oddziałem sowieckim we wsi Iwaszynowicze, biorąc do niewoli dowódcę 14. Br Strz. sow., nie zdołał jednak powstrzymać naporu npla, który po przebiciu się przez wieś, skierował się na Leonowicze.
3) Oddział ten został kompletnie rozbity przez 4. szw pod Leonowiczami.
A oto opisy tych fragmentów walk w wspomnieniach Z. Piaseckiego i L. Bernsztejna. Charakteryzują one warunki w jakich te walki nocne były prowadzone i wykazują stopień wyrobienia bojowego, jak również dzielności dowódców i ułanów.
Relacja mjr. Z. Piaseckiego:
Z odprawy (we wsi Orpa p.w). pomaszerowałem z dyonem na Rzeczki. Noc była ciemna choć oko wykol… Jechałem w straży przedniej razem z por. Gąssowskim d-cą 4. szw. Jedziemy przez jakieś zarośla, które powiększają jeszcze ciemności, gdy wtem ktoś zbliża się do szpicy. Konie nasze prawie stykają się nosami. To ułan z meldunkiem, z wielkiego wrażenia jąkając się melduje: „bolszewicy siedzą przy ogniskach, wszy biją i rzucają do ognia”. Por. Gąssowski oddaje mi prawo decyzji. Pyta, co robić? Na to ja: po cichu zejść z koni, podejść blisko, niedać się rozpoznać, położyć linię zwartą, dać po pięć strzałów, a potem hurra! i na nich!
Gąssowski odpowiedział „rozkaz” i kazał się prowadzić szpicowemu ułanowi. Ja zaczekałem na 2. szw…. Po upływie kilkunastu minut, które się wydawały godzinami, słyszymy z punktu gwałtowny ogień i okrzyki, zatem tak się stało jak przewidywałem, ruszyłem z 2. szw. ku bitwie. Nic nie widać z wyjątkiem ogniska, ale obok musiała być wieś, bo tam rumor straszny, krzyki, gonitwy, nawoływania. Zeszliśmy z koni i piechotą pędzimy do wsi. Natychmiast orientuję się, że we wsi stał oddział z taborem, gdyż wozy wyjeżdżają z podwórzy chłopskich na wolną drogę. I tak jeden wóz w lewo, drugi w prawo, spotykają się dyszlami z innymi wozami. Widzę, że te wozy będą nasze, ale trzeba zająć północny wylot wsi i zagrodzić drogę uciekającym. Z kilkunastu ułanami i z kilku oficerami biegniemy środkiem wsi do jej przeciwległego wylotu. Ale jest to zadanie bardzo ciężkie, bo co krok to wóz z dyszlem utkniętym w wóz następny, trzeba je omijać, albo przełazić po nich, ale zbliżamy się do drugiego końca wsi.
Wtem wyjeżdża z podwórza armata, śpieszy jej się bardzo, o mało nas nie roz-tratowała, ale parę wystrzałów karabinowych zmiata obsługę z koni i armata pozostaje na drodze wiejskiej w naszych rękach.
Już wcześniej, ale także i wówczas, gdy wieś była w naszych rękach, bolszewicy opuszczali swoje wozy i uciekali przez opłotki wiejskie, do czego bardzo im pomagała panująca ciemność…
Kazałem pościągać wozy na południowy kraniec wsi, obok ogniska, a oba szwadrony ściągnąć do północnej części wsi i wysunąć placówkę daleko na drodze, aby mogła wiedzieć co się dzieje na trakcie Wilejka-Rzeczki-Kościeniewicze, zamierzałem bowiem bronić przejścia przez Rzeczki w ten sposób, żeby trzymać na drodze jakąś placówkę niewielką, zaś z dwoma szwadronami uderzać od południa na flankę cofającego się npla.
Gdy byliśmy w trakcie wykonywania mojego planu, wyszliśmy ze wsi aby umiejscowić placówkę… Idąc polem, posłyszeliśmy jakiś turkot i idąc dalej ujrzeliśmy nagle zaprzęg koni i bolszewików tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, aby wziąć drugą armatę. Armata wyjechała ze wsi wcześniej, zanim zajęliśmy jej północny wylot, w ciemności zbłądziła i jeździła w kółko, żeby znaleźć drogę. Obsługa częściowo uciekła.
W dalszym ciągu relacji mjr. Piasecki podaje, że warty przy zdobycznych wozach wzięły kilku łączników bolszewickich. Zeznali oni że za nimi maszeruje cały pułk na Leonowicze i dalej pisze:
Znałem te bolszewickie pułki, że są mało liczebne, ale cóż było robić – mogłem im przeciwstawić jeden szwadron. Daję więc rozkaz porucznikowi Gąssowskiemu, żeby wyszedł ze szwadronem na spotkanie tego pułku. Gąssowski widzę, że ma nie tęgą minę, czemu wcale się nie dziwiłem, bo iść ze szwadronem przeciwko pułkowi piechoty to nie żarty. Odpowiedziałem mu, że tak samo ich pobije jak pobił tych przed kilku godzinami. A więc iść naprzeciw kolumny, gdy uzyska z nią kontakt, dać po 10 strzałów szybki ogień i „hurra”. Gąssowski oddalił się.
Wyszedłem przed dom i zdrzemnąłem się na siedząco, gdy budzi mnie gęsta strzelanina z południa, jeszcze chwila i okrzyk „hurra!”. Wiem, że Gąssowski atakuje. Czekam, co z tego ataku wyniknie.
Już zaczęło świtać, gdy wchodzi do mojej izby por. Gąssowski. Z oznakami strasznej radości rzuca się na mnie, ściska mnie i, dziękując za dobrą radę, powiada „tak zrobiłem, jak pan major mi kazał, i rozbiłem cały pułk”. Widzi pan, powiedziałem, na wojnie trzeba wierzyć sobie, a rzecz nie do pojęcia staje się prawdopodobną.
Ten pułk, to pewno był słaby baon — tak się domyślałem, jednak to, co zrobił por. Gąssowski tej nocy, to warte jest najwyższej pochwały.
Jak wspomniano, oddział rozbity nad ranem przez por Gąssowskiego wycofał się z Iwaszynowicz, gdzie został poturbowany przez półszwadron ppr Bernsztejna. Według jego relacji półszwadron ten w sile 30 koni odjechał od kolumny pułku po północy. Zbliżając się do m. Iwaszynowicze, szpica zatrzymała się, słysząc we wsi „gwar głosów ludzkich, rżenie koni, ujadanie psów”. Por. Bernsztejn spieszył ludzi i posunął się rzadką tyralierą ku wsi. Ułani otrzymali rozkaz zabrania granatów ręcznych. Na prawym skrzydle tyralierę prowadził podch. Kozanecki, na lewym — plutonowy Hawlena, w środku maszerował d-ca. Tyraliera rozciągnięta, by maskować dużą linię nacierających. Por. Bernsztejn nie był pewien, czy we wsi są bolszewicy, mógł to być 4 P. Uł., zadyrygowany w tym kierunku. By to sprawdzić wysunął się na kilkadziesiąt kroków naprzód, a linii tyralierskiej rozkazał narazie zaczekać i ruszyć do szturmu dopiero na odgłos jego trzech strzałów pistoletowych. Dalej tak opisuje:
„Posuwając się miedzą polną, zbliżyłem się do jednej z zagród. Coraz wyraźniej słychać było gwar głosów. Nagle usłyszałem głośno i wyraźnie po polsku podaną kawaleryjską komendę: „do wsiadania na koń!” i wkrótce potem tętent kopyt końskich. Przekonany, że mam do czynienia z 4.P.Uł, przeskoczyłem przez jakiś plotek, przeszedłem przez podwórko zagrody i wyjrzałem zza węgła chaty na ulicę. Struchlałem. Oświetlona blaskiem okien chat ulica, była dosłownie natłoczona piechotą sowiecką, która stała w kolumnie gotowa do wymarszu. Usłyszane przeze mnie słowa komendy wydał zapewnie jakiś komunista Polak, d-ca oddziału konnych zwiadowców.
Stojący najbliżej bolszewicy spostrzegli mnie i w pewnej chwili stanęli zaskoczeni, tak jak ja, nie wiedząc co robić. Nie było jednej chwili do stracenia, ani do namysłu. Dałem szybko trzy strzały z brauninga, celując w środek ich kolumny.
Natychmiast po moich strzałach, gruchnęło wdłuż naszej linii głośne „hurra”, rozległy się wybuchy granatów i posypały się gęste strzały karabinowe. Zabrzmiały krzyki i jęki rannych. To moja tyraliera wpadała do wsi. Wśród bolszewików powstał nieopisany popłoch, część rzuciła się do ucieczki, część rzuciła karabiny, podnosząc ręce do góry. O zwołaniu i zbiórce moich ułanów nie mogło być mowy, każdy z nich działał samodzielnie. Za mną biegł z karabinkiem mój luzak, Janek Komar. Przy wylocie ulicy wiejskiej w kierunku na Leonowicze stał stłoczony wielki tabor, woźnice cięli batami spłoszone konie, chcąc umknąć. Zacząłem z Komarem strzelać do koni. Konie stawały dęba, i padały, łamąc dyszle. Po chwili powstał zator z przewróconych wozów i koni. Tabor już był w naszym ręku. Zawróciłem z powrotem do środka wsi, aby zebrać ułanów i opanować nieopisany chaos. W pewnej chwili zaczepiłem w ciemnościach o jakiś sznur, był to przewód telefoniczny. Chwyciłem go i prowadząc ręką po drucie, szedłem dalej. Drut skręcał do okna jednej z większych jasno oświetlonych chat. Pchnąłem drzwi chaty i ujrzałem w izbie kilku oficerów, zajętych paleniem papierów na kominie. Wycelowałem pusty (bez jednego nawet ładunku) brauning i krzyknąłem po rosyjsku „ruki w wierch”. Wystraszeni oficerowie posłusznie podnieśli ręce do góry. Komar zrewidował ich kieszenie, nie znalazł jednak ani broni, ani też żadnych dokumentów, które już widocznie zostały spalone, wraz z całą kancelarią sztabu. Ocalał i dostał się w nasze ręce jedynie sztandar. Na wozach w zdobytym taborze znajdowało się kilka karabinów maszynowych z założonymi taśmami. Rozkazałem podch. Kozaneckiemu zdjąć z wozów dwa zdobyt k.m., zabrać 6 ułanów i wystawić placówkę na południowym krańcu wsi”.
Półszwadron ppr. Bernsztejna wziął do niewoli sztab 14. brygady sow. wraz z dowódcą i szefem sztabu.
W dalszym ciągu relacji ppr. Bernsztejn podaje, że wysłał meldunek do d-cy pułku prosząc o pomoc, przynajmniej o pluton ze szwadronu, pozostawiony przy gros pułku. D-ca pułku odpowiedział, że pomocy udzielić nie może i polecił ppr. Bernsztejnowi osłaniać kierunek na Leonowicze.
Około godz. 2.30 półszwadron został zaatakowany przez gęstą tyralierę npla. Ppr Bernsztejn ocenił, że nie jest w stanie powstrzymać tego natarcia i wycofał swój oddział ze wsi zajmując stanowiska pozwalające na trzymanie wsi pod ogniem. Jednak gdy npl wszedł do wsi, oddział znów uderzyli i wyparł go, zajmując ponownie wieś. Oddział npla wycofał się boczną drogą na Leonowicze, gdzie — jak wspomniano — został rozbity przez 4 szwadron.
Półszwadron ppr. Bernsztejna pozostawał w Iwaszynowiczach do godz. 5.00 dnia 14 września, po czym został ściągnięty na zbiórkę pułku.
W czasie tych walk 1. szwadron skierowany na Krzywicze, walczył przez całą drogę, napotykając ze wszystkich stron na npla. Pod stacją Krzywicze zetknął się w dodatku z sowieckim pociągiem pancernym osłaniającym odwrót. Do świtu wystrzelano wszystką amunicję, a łącznicy, wysyłani po nią wracali, nie mogąc dotrzeć do miejsca pobytu pułku. Dla wsparcia akcji szwadronu został skierowany najpierw 16. P.Uł., a następnie 3. P.Uł., który, stoczywszy walkę z nplem wspartym pociągiem pancernym, zdobyli miasteczko Krzywicze, o godz. 3.45 dnia 15 października. [il]

Zdobycz pułku w walkach ostatniej doby była bardzo znaczna i wyniosła ok. 600 jeńców, w tym sztab 14. Brygady sow., 3 sztaby pułków, 14 komisarzy, 8 b. carskich oficerów, 2 sztandary, 2 działa pol. z jaszczami, 10 kuchen polowych, 21 k.m. i ok. 200 wozów z materiałem wojennym.
Komunikat pras. Sztabu Gen. Nr 690 (936) z dn. 17 X. 1920 r., zawierał słowa uznania Naczelnego D-twa dla «świetnej pracy bojowej północnej grupy jazdy, pod d-twem pułk. Strzemieńskiego i ppłk. Nieniewskiego, która w dniach od 11 do 14 b.rn. wśród nieustannych walk przebyła przestrzeń blisko 200 km», i «dokonała rozbicia trzech dywizji sowieckich». Zdobycz w ciągu całego okresu trwania zagonu została podana na ok. 1500 jeńców (w tym 40 oficerów), sztandary, tabory, dwa działa, 30 k.m. i przeszło 3.000 karabinów ręcznych. W tej liczbie, jak można wywnioskować, z porównania, zdobycz pułku tylko z ostatniej doby stoi na czołowym miejscu.
Dowódca 2 Armii, gen. Śmigły-Rydz w rozkazie Nr 1565/V z dn. 11. XI. 1920 r., daje następującą ocenę pracy bojowej pułków 4 Brygady Jazdy:
«W ostatniej akcji grupy „Mir” na Radoszkowice-Krzywicze odznaczyły się szczególnie pułki 4 Brygady Jazdy. Z akcji kawaleryjskich, znanych z wojny polskiej, jest wymieniona akcja, jedna z najpiękniejszych: wykazuje ona prawdziwy rozmach kawaleryjski, inicjatywę i szybkość oraz decyzję uderzenia.
Są to właściwości, które charakteryzują prawdziwie dobrą jazdę.
Cieszę się, że mogę to stwierdzić w stosunku do 4. Brygady Jazdy. Dziękuję iv imieniu służby szczególnie 7-mu i 16-mu P.Uł. i gratuluję im, że wchodzą w okres życia pokojowego po tak wybitnym czynie wojskowym»